poniedziałek, 11 marca 2013

Część piąta



Rano wstała wyspana, z racji, że nie miała zajęć. Do pracy miała na dziesiątą, więc ze stoickim spokojem robiła wszystkie czynności. Lubiła takie dni, bo mogła zarobić więcej w pracy, a nie musiała przez to zawalać nauki na studiach.  Kiedy ubrała się i umyła, zrobiła sobie śniadanie, które w swoim wolnym tempie zjadła. Wyszła z domu, pakując wcześniej kilka rzeczy do torebki. W kilkanaście minut doszła do baru, witając się wcześniej z szefem, który lubił się do niej zwracać  señorita. Był niezbyt wysoki, krępy  ale bardzo miły i nastawiony do wszystkich przyjaźnie. Pozwalał Livii na wiele rzeczy, gdzie żaden pracodawca by się nie zgodził. Rozumiał jej sytuację, w której się znalazła i był dumny z tego, że może jej w jakiś sposób pomóc. Był osobą bardzo wyrozumiałą, lecz często zapominał o ważnych rzeczach.
Wzięła się za sprzątanie stolików, a potem za zmywanie kufli od piwa. Nie można powiedzieć, że pracowała z przymusu.  Bardzo lubiła swoją pierwszą pracę i przychodziła do niej chętnie.  Nagle rozdzwoniła się jej komórka. Gdyby nie szef, do którego się tak zwracała, nawet nie usłyszałaby.
Podbiegła do torebki odebrała.
- Cześć córeczko – uśmiechnęła się, gdy usłyszała głos swojej matki.
- Cześć mamo, jak się czujesz? – spytała, opierając się o lodówkę.
- Lekarze mówią, że jest lepiej, ale wiem, że mnie okłamują. Tęsknie, wiesz?
- Ja też mamo, ale ostatnio nie mam czasu by do ciebie wpaść. Obiecuję, że  w najbliższym czasie to zrobię.
- Muszę kończyć, bo dzwonię z telefonu takiej sympatycznej pielęgniarki. Musisz ją poznać. Do zobaczenia, kochanie – i potem się tylko rozległ dźwięk przerwanego połączenia.
Wróciła do pracy, tym samym gawędząc sobie z szefem, który po raz kolejny opowiadał śmieszne historyjki, które doprowadzały Livię do płaczu.

Nie mogłam powiedzieć o nim złego słowa. Był najlepszym szefem jakiego można byłoby sobie wyobrazić.

XXX

Siedział już w samolocie, wciąż patrząc przez okno i myśląc o kelnerce, która bardzo mu się spodobała. Już któryś raz tego dnia złapał się na tym, że o niej myśli. Miał nadzieję, że jej szef przekaże Livii wiadomość i powód dla którego nie mógł się z nią spotkać. Założył duże słuchawki na uczy i włączył playlistę  ze swojego I-poda. Wsłuchiwał się w muzykę, kiedy poczuł trzęsienie swojego siedzenia. Momentalnie otworzył oczy, ze strachu, że coś się dzieje z samolotem, ale zapomniał na chwilę, że siedzi tuż przed Gerardem Pique, który w trakcie każdego wyjazdu dostaje atak tak zwanej głupawki i robi każdemu żarty, a  nawet kradnie telefony i zmienia tapety.
- Ej ty, zakochańcu – krzyknął Gerard, co spotkało się z gniewanym wzrokiem Pedra – Grasz ze mną w kółko i krzyżyk?
Pedro wypuścił głośno powietrze, myśląc gorzej niż z dzieckiem. Przytaknął, bo i tak wiedział, że barcelońska trójka i tak mu nie da spokoju.  Dosiadł się do niego i zaczęli.
- I jak, umówiłeś się z tą kelnereczką? – spytał, ale znów został spiorunowany przez Rodrigueza – Okej, okej, zapomniałem, że mam tak o niej nie mówić!
- Ma na imię Livia. Zapamiętaj to wreszcie. I umówiłem się z nią na dzisiaj…
- Na dzisiaj?! Jakim cudem! Przecież mamy mecz! – oburzył się Gerard.
- Wygrałem! – krzyknął Pedro, kreśląc drogę, którą wygrał grę – Jak się z nią umawiałem, nie wiedziałem że jadę na mecz. Przed zbiórką poszedłem do baru i na szczęście był już jej szef. Przekazałem mu liścik, który ma dać Livii jak tylko przyjdzie do pracy.
- Genialny pomysł. – zaśmiał się  Pique – Gramy teraz w statki?

Xxx
Dobiegał koniec jej zmiany w barze. Powoli szykowała się do wyjścia, gdyż wciąż na horyzoncie nie widziała Pedra. Pożegnała się z szefem i wyszła przed lokal. Wypatrywała piłkarza i co jakiś czas zerkała na zegarek, który wskazywał już dwadzieścia minut po czasie, w którym mieli się spotkać.

Pomyślałam wtedy – No tak, jak ta idiotka dałam się nabrać.

Powolnym krokiem kierowała się w stronę domu, kiedy usłyszała za sobą pokrzykiwanie szefa. Odwróciła się  i zobaczyła pracodawcę, biegnącego w jej stronę.
- Señorita, señorita! – krzyczał, zasapany.
- Co się stało? – spytała.
- Zapomniałem to dać! Przepraszam! – wręczył jej liścik, zaadresowany do niej. Podziękowała szefowi, który odwrócił się i szedł w stronę baru. Ona powolnym krokiem kierowała się do domu i otworzyła karteczkę.

Livia,
Przepraszam że mnie nie ma, ale dostałem powołanie na mecz, na którym praktycznie miało mnie nie być. Wybacz mi, że w taki sposób cię informuję, ale nie miałem do ciebie numeru. Za to masz mój. Mam nadzieję, że do usłyszenia.
P.R

Uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała jedno - nie wystawił jej do wiatru. 
_______
mam nadzieję, że jakoś się podoba, bo widząc tylko po 3 komentarze pod ostatnimi notkami, to zaczynam się martwić

6 komentarzy:

  1. uff, już myślałam, że pójdzie sobie i nieodwołalnie się na niego obrazi! Dobrze, że w porę ten szef zdążył :)
    Czekam na więcej !

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham tego bloga !
    Świetnie piszesz, a ogólny pomysł jest genialny :)
    Z niecierpliwością czekam na nast. :D
    Pozdrawiam :)
    dysiaa .

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie, że się podoba<3 Co tydzien wchodze kilka razy w poniedziałek.
    Zapraszam do siebie: dogwizdka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Całe szczęście, że dotarł do niej ten liścik, bo byłoby mi smutno, gdyby to był kategoryczny koniec ich spotykania się! ;C
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam nadzieję, że Livia spotka się z Pedro no ale cóż musiał jechać na mecz. Fajnie przedstawiasz tu Gerarda. Tak komicznie :D
    Ogólnie opowiadanie jest świetne c:
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, że szef Livi dał jej ten list, bo inaczej mogłaby nie chcieć więcej spotkać się z Pedro.

    OdpowiedzUsuń